poniedziałek, 30 lipca 2012

Podkładeczka...

A tak na chwileczkę wpadłam sobie... z braku czasu... "Dłonie" rosną w xxx, ale musiałam jeszcze xxx małe co nie co, taki mini prezencik dla znajomej :) Myślę, że spodobala się jej podkładeczka pod kawusię... no podkładeczka zmieniła swą przynależność i robi za ozdobę w kuchni :)


                                           ...początek robótki...:)


                                         .... i koniec... :) ccccchociaż.... po to mam przecież bloga, żeby w razie co ...przypomnieć sobie co i jak, a tu w pospiechu zabrakło mi pomysłu, moglam odświerzyć tutaj pamięć i wykonać ładniejsze wykończenie... za późno!!! tak już musi być, podarowana już z resztą :)                                                                                                      
                                                 

środa, 25 lipca 2012

"Dłonie" po raz pierwszy...


   Dłonie... to dopiero mankiety... mam miesiąc, muszę zdążyć... ale tak mi to idzie jak krew z nosa...
Wczoraj i przedwczoraj poszalałam sobie na działce, dziś za to muszę siedzieć spokojnie :) może uda mi się  xxx i nadrobię zaległości.
Wczoraj zakisiłam kapustkę, dziś rano próbuję, a ona w ogole nie jest słona, no to dosolilam i zapewne przesadziłam:) Tak, więc witaminka C będzie przesolona ? Nie będzie, bo dodam slodką kapustkę, do tego starkuje jabłka, dołożę posiekaną cebulkę, omaszczę olejem... ciekawe jaki smak będzie miała z olejem lnianym...suróweczka jak się patrzy :) na dodatek dostarczy naszym organizmom wielka dawkę żelaza odkwasi lakko krwiobieg , wzmocni krwinki czerwone i uchronimy się przed wszelkiego rodzaju stanami zapalnymi :)
  A tymczasem kapusta się kisi, na działce nie pokażę się co najmniej ze trzy dni, więc do xxx :)


Powinnam zdążyć, przecież nie jest to haft dużych rozmiarów :)



                                                   



wtorek, 17 lipca 2012

Kuchenne rewolucje...

           Witam wszystkich serdecznie .

Po rewolucji w mojej głowie przyszedł czas na rewolucję w moim żołądku, a tym samym w mojej kuchni i rodzinie... Hafty, owszem zajmują wysoką pozycję w mojej codzienności, kocham haftować... lecz od pewnego czasu nie zawsze mogę, gdyż nie jestem już sama, bo pokochał mnie erzetesik...
   Teraz większość mojego wolnego czasu pochłania zgłębianie wiedzy na temat żywienia... Już wiem, że powinnam jeść potrawy rozgrzewające, a ja cały czas piłam kranówkę, która surowa, zimna czy ciepła a nawet mineralna gazowana czy nie, wyziębia organizm... a mi wiecznie zimno!
      A oto przepis ojca Grande na zdrową wodę, ja uciekłam się do prostszej metody i wypelniam dzbanek przegotowaną wodą z czajnika, którą piję w ciągu dnia :)

 Zwykłą wodę wodociągową wlać wodę do garnka (w zależności od potrzeb) i trzymać odkryty przez całą noc, żeby uleciał chlor. Potem gotujemy przez 10 minut, studzimy i rozlewamy do plastikowych butelek po wodzie mineralnej. Układamy je w zamrażalniku na kilka godzin. Uważać należy by woda całkowicie nie zamarzła, bo otrzymamy efekt wybuchu granatu. Wyjmujemy, gdy częściowo przemieni się w lód. Po przemrożeniu, woda nabiera smaku i charakteru wody pierwotnej, szybciej gasi pragnienie, nie działa przeziębiająco, nawet jeśli jeszcze lód stoi w butelce. W czasie przemrożenia podlega procesowi zbliżonemu do oczyszczającej destylacji i świetnie nadaje się do bezpośredniego spożycia.

    A jeśli chodzi o hafciki, to haftuję "Dłonie" , we wrześniu wychodzi za mąż moja siostrzenica i chrześnica w jednej osobie :)